wtorek, 30 grudnia 2014

Oto ja...

    Oto ja... Piętnastoletni chłopak w zeszłym roku założył bloga, w którym chciał zapisywać swoje przemyślenia, poglądy, bo poczułem potrzebę dzielenia się tym z innymi, a głęboko w sercu miałem i dalej mam mały płomyczek nadziei, że komuś w jakikolwiek sposób pomogłem albo coś opowiedziałem o czym nie myślał.
    Problemem była tylko nazwa... Ale w końcu! Wraz z moją nieograniczoną i niczym nie poskromioną wyobraźnią wymyśliliśmy wspólnie "Nie trać nadziei" (to jest oficjalna nazwa, przez pierwsze dni blog nazywał się "Nie trać nadzieji", ale poprawiła mnie moja instruktorka od jazdy konnej, której do dziś jestem jej za to wdzięczny!).
    Nie byłem do końca przekonany co do istnienia tego wszystkiego na początku, bo największą moją przeszkodą była bardzo zaniżona ocena moich tekstów (i do dziś niektórych się wstydzę), a każdy tekst nim trafił do publiki był podsyłany dobrym znajomym, którzy ten tekst skrupulatnie czytali wyłapując przejęzyczenia, złe synonimy, literówki i inne takie błędy, za co jestem im ogromnie wdzięczny!
    Dziś jednak kończę pewien rozdział z mojego życia... Osiągnąłem oszałamiający wynik 10.000 wyświetleń oraz grono 16 obserwatorów, którym dziękuję, że czytali te moje wypociny ;) .
    Blog ten był pisany przeżyciami, myślami, uczuciami, ale co najważniejsze - historiami ludzi! Bo to dla nich to wszystko robiłem! Wiele osób poznałem, z wieloma osobami rozmawiałem i powiem Wam, że ilość tragedii, uśmiechów, wzlotów i upadków, które w stanie jest przynieść życie jest oszałamiająca! Ale to mi pokazało jak różni i zgodni w wielu sprawach jesteśmy.
    Dziś stoję na własnym szczycie, który zdobyłem i powiem Wam, że widoki są przepiękne! Osiągnąłem coś, co dla niektórych nie jest żadnym wyczynem, a drugim to się nie śniło, jednak w tym całym krajobrazie widzę kolejny szczyt, a wraz z nim marzenie!
    To marzenie jest związane z moją (mam nadzieję) przyszłą pracą, a jest nią realizacja koncertów i innych imprez masowych. Jest to kurs, który sam sobie obrałem i dziś zaczynam następny rozdział z kolejną podróżą na szczyt, lecz ten jest wyższy niż jakikolwiek inny.
    Jednakże! To, że na tym blogu już więcej moich treści się nie pojawi nie oznacza, że kończę z pisaniem! Ja tylko kończę jedno "dzieło" by móc zacząć tworzyć nowe! I następny blog będzie o drodze, którą mam przed sobą do spełnienia marzenia, będę opisywał jej uroki, przeszkody, swoje wizje, pomysły i plany na dalszą wędrówkę!
    Dziś ze łzami w oczach kończę pewien rozdział swojego życia, by zacząć kolejny, a kto wie - może jeszcze coś tu się zadzieje ;) !
    Dziękuję wszystkim!
 

wtorek, 23 grudnia 2014

Nie chcę dojrzewać

    Nie... Nie... Tylko nie to... Dojrzałość kroczy ku mnie z coraz głośniejszym echem...
Tak moi drodzy, stało się - 1 września zawitałem w murach liceum jako uczeń.
    Niestety okres dojrzewania dopada każdego, jest to okres smutku, przeplatający się ze szczęściem - dlaczego? Ponieważ z jednej strony jesteśmy bliżej końca własnej edukacji, a z drugiej jesteśmy w szkole, po której dróg jest wiele: praca, dalsza edukacja, ewentualne założenie rodziny, bądź po prostu "artystyczny" nieład życiowy (innymi słowy: totalne zbagatelizowanie życia i realiów).
    Pamiętam jak postrzegałem uczniów szkół średnich: tacy starzy, zaraz matura, studia, praca, rodzina i życie, które mija tak szybko. Zawsze to był dla mnie próg pewnej dojrzałości, po którym życie nagle nabiera pędu, człowiek szybko dojrzewa i zanim się nie obróci, to już jest na maturalnym zakończeniu roku. A teraz ja przeszedłem przez ten próg i co?
    I nic... Nawet nie wiem jak i kiedy się tutaj znalazłem "-przecież przed chwilą było gimnazjum, a teraz?". A teraz spoglądam na małe ćwiczonka z powtórkami tematów z gimnazjum i widzę siebie, podczas tych lekcji, siebie umiejącego, bądź nie, dany temat. Dokładnie to pamiętam. A wszystko zawarte jakby w chwili, wycinku historii czy migawce z aparatu.
    Dopiero teraz człowiek sobie przypomina: "ej! Widzisz jak czas szybko mija? Dziś jesteś gdzieś, gdzie jutro już Ciebie nie będzie, dziś jesteś kimś, jutro możesz być nikim"

czwartek, 18 grudnia 2014

Spirala nienawiści.

       Możecie mi odpowiedzieć na jedno zajedwabiście ważne pytanie? Co się cholera dzieje ze światem, który nas otacza? Co się dzieje, że jest coraz więcej agresji, zła i niepokoju wśród społeczeństwa? Czyn za czynem, spirala się nakręca - lecz co będzie gdy w końcu ruszy to wszystko?
    Gdzie empatia i współczucie, uśmiech, albo miłość? Czy nie ma już dzisiaj na to czasu? Ludzie się zmieniają? Wszędzie zawiść, nienawiść - chcą nas zwabić i zabić!
    Nikt nie może mieć niczego więcej od drugiego, bo będzie już traktowany z góry za kogoś lepszego... A w akcie zemsty ktoś to zniszczy... i po co? Jesteśmy przepełnieni pychą i zazdrością! Ale dlaczego komuś czegoś zazdrościmy? Dlatego, że nam się nie chce? Dlatego, że nie wykorzystaliśmy danej nam szansy i przez to rujnujemy to wszystko co ktoś się dorobił ciężką pracą? Nie jestem w stanie tego pojąć!
    Ludzie pracują latami na swoje dorobki: praca, dom, samochód, dzieci - po czym ktoś to wszystko niszczy przez krótki tok myślowy: "skoro ja nie mam nic, to dlaczego On ma mieć wszystko?".
    Nie wierzycie mi? Włączcie chociaż telewizję i pierwsze lepsze wiadomości, a w nich: "podpalił pracowników pomocy socjalnej", "zabił swoich rodziców", "znaleziono ciało zgwałconej dziewczynki w lesie"! I powiedzcie mi: skąd to się bierze? Dlaczego takie incydenty mają miejsce?
    Obudźmy się! Obudźmy się zanim nie będzie za późno i nie będzie już czego ratować! Jak to jest, że jesteśmy zwierzętami, a jako jedyny gatunek czerpiemy przyjemność z zabijania i cierpienia innych osobników? Wstyd! Wstyd mi, że muszę dzielić gatunek z takimi osobnikami!!!

niedziela, 14 grudnia 2014

Na co czekasz?

Czekasz na tę jedyną?
Czekasz na spełnienie marzeń?
Czekasz na miejsce dla siebie?
Czekasz na czas w którym ruszysz?
Czekasz na kolejną minutę swojego życia?
Czekasz na... Już sam pewnie nie wiesz na co
    Na co czekasz? Zawsze na coś czekamy... Tylko po co czekać skoro można to mieć od razu. Być w odpowiednim miejscu, być odpowiednia osobą i z odpowiednią osobą w odpowiednim czasie.
    Można... Ale wciąż czekamy, a czekając tracimy tak cenny czas. Przecież to wystarczy wstać/ruszyć się z miejsca, w którym się znajduje i robić powolne i przemyślane kroczki. Jednakże w naturze ludzkiej jest coś takiego, że lubimy odstawiać wszystko na ostatnią chwilę i później biegamy jak kot z pęcherzem, żeby wszystko uporządkować w naszym życiu.
    Największym paradoksem czekania są sami ludzie! Pytając się takich osób czemu nic nie robią jeśli coś chcą, otrzymuję w odpowiedzi: "nie chce mi się, jeszcze nie przyszedł czas na to", a w dalszym ciągu rozmowy słyszę idealny plan, dzięki któremu dany cel moglibyśmy osiągnąć szybko i łatwo. Gdzie tu sens?
    Nigdzie! Bo go nie ma! Po prostu ludzie lubią wszystko odwlekać w czasie na zasadzie: "co nie jest konieczne, zrobię kiedy indziej", ale wciąż będą narzekać, że dalej nic nie osiągnęli i dalej będą stać w miejscu...
    Więc czy czekanie jest konieczne? Oczywiście, że nie.. Bo czekanie na cokolwiek jest stratą czasu.

sobota, 13 grudnia 2014

Dlaczego?

    Dlaczego? Dlaczego zawsze gdy wstajemy, musimy po jakimś czasie upaść? Dlaczego wszystko to co budujemy, kiedyś obróci się w pył? Dlaczego coś, o co się tak bardzo staramy, kiedyś i tak stracimy? Dlaczego to wszystko co nas otacza, tak szybko się zmienia? Dlaczego my już nigdy nie będziemy tą samą osobą, którą jesteśmy teraz?
    Żyjemy z dnia na dzień - w naszym życiu pojawią się kolejne osoby i za chwile znikają - pozostają po nich tylko ślady w naszym sercu. Widzimy piękne krajobrazy, z każdym dniem odkrywamy więcej otaczającego nas świata, bo za chwile to zniknie - powstaną kolejne budynki czy drogi. Zawsze powtarzam swojej dziewczynie, że ze związkiem jest jak z budowaniem domu: po co budować piękny pałac jak bez fundamentów najmniejszy podmuch wiatru go zburzy? Fundamentem przede wszystkim jest szczerość, bezwarunkowa miłość, ale co najważniejsze wierność i oddanie - jeśli to spełnicie to gwarantuję Wam, że mały szałas zbudowany wspólnie z drugą osobą na takich fundamentach, przetrwa więcej niż najpiękniejszy pałac o najgrubszych murach! Tylko jest jeden warunek: każda ze stron musi dać z siebie tyle samo, ani jedna, ani druga strona nie może nadrabiać, bo i tak to w końcu obróci się w pył...
     Czas leci jak piasek z dłoni - nieubłaganie, słowa jak baloniki - ulotne i prawie nic nie warte, a co jest w takim bądź razie prawdziwe? Czyn! Mały, najmniejszy, szczery: powie o drugiej osobie więcej niż tysiąc słów. Ale jak każdy i wszystko - ta druga osoba też może się zmienić.
    A my? A my też się zmieniamy! Kto by się nie zmienił po ciężkich chwilach, po doświadczeniach uczących nas, że nie ma nic na stałe, że "miłość i wartości - wszystko jest nietrwałe"? Dlatego cieszmy się każdym dniem, chwilą, pięknem, bo jutro to wszystko co nam znane może się zmienić, a nawet i my...